czwartek, 3 maja 2012

Rozdział 6.

WŁĄCZ!

*Janett*
Zawiodłam. Pozwoliłam aby cierpiała, a obiecałam sobie po tym co się działo ze mną że nie pozwolę by moje przyjaciółki cierpiały tak jak ja. Starałam opanować swoje emocje, jednak nie byłam w stanie. Siedziałam na podłodze wtulona w ramie Liama, płakałam. W myślach oczerniałam się za to że nie potrafiłam wywiązać się z obietnicy. Nie byłam w stanie myśleć trzeźwo.
- Janett. Co się dzieje? - obok mnie usiadła Veronic.
- Obiecałam że nie pozwolę byście cierpiały tak jak ja. Przecież wiesz że kocham was jak siostry. - delikatnie starłam łzy ściekające po moich policzkach. - Ale zawiodłam, tak bardzo.
- Ale to nie Twoja wina. Nic nie wiedziałyśmy o istnieniu Harrego, jak mogłyśmy temu zapobiec?! Jesteś wspaniała przyjaciółką.! Przecież dobrze o tym wiesz. - uśmiechnęła się pokrzepiająca. Dobrze wiedziała ze teraz bardzo jej potrzebuje. Nikt nie potrafił pocieszyć tak jak ona, za to ją kochałam. Była niesamowicie wesołą osobą. Wszystkie najśmieszniejsze momenty wraz z Madeline tworzyły one. Ja nigdy nie potrafiłam być tak zabawna i patrzyć na świat przez pryzmat zabawy jak one. Za to je podziwiałam. Zawsze byłam tą wrażliwą i mniej odporną na zadawane mi ciosy osobą. Przy nich z każdym dniem stawałam się inną osobą. Do dziś dziękuje im za to jak mnie zmieniły, jednak nigdy nie potrafiłam być odporna na ból zadawany mi jak i zarówno im. Były dla mnie za bardzo ważne bym mogła obok ich problemów przejść obojętnie.  Ale to co działo sie ze mną dziś, nikt nie był w stanie opisać w słowach.
Drzwi do mieszkania uchyliły się, do środka ze spuszczoną głową wszedł Harry. Moim ciałem zawładnęły emocje których nie byłam w stanie kontrolować. Podniosłam się z podłogi i podbiegłam do niczego nieświadomego chłopaka.
- Jak mogłeś? - wybuchłam. - Jak mogłeś jej to zrobić. ?
- Po prostu..- nie był w stanie nic powiedzieć. - Ja nie chciałem.
- Nie chciałeś? Tak samo wyszło, co? Tak, o po prostu ją zdradziłeś?! - w moich oczach znów zaiskrzyły drobne łzy. Nie chciałam by kolejna osoba widziała że jestem słaba. Choć parę słów cisnęło mi się na usta,  nie byłam w stanie ich wypowiedzieć. Gdy kolejna łza spłynęłam po moim policzku wybiegłam z mieszkania. Nie chciałam, nie byłam w stanie prowadzić kolejnych bezsensownych rozmów które tylko raniły moje serce. Już dość wycierpiałam na dziś. Za dużo działo się w mojej głowie, pogubiłam się we własnych myślach.
Biegłam przez miasto co chwila potrącając kolejnych przechodniów. Każdy z nich odwracał się za mną wyzywając mnie od najgorszych, jednak ja nie słuchałam ich. Ich wyzwiska były niczym w porównaniu z tym co działo się w moim organizmie. Byłam wulkanem który w każdym momencie był gotowy wybuchnąć. Jedna mała drobnostka mogła sprawić by we mnie obudziły się demony. Zmęczona biegiem i  z pełną głową myśli usiadłam na ławce w parku cicho szlochając. Nie zwracałam uwagi na ludzi co chwilę zatrzymujących się obok mnie i zadających to samo pytanie.
- Dziecko drogie, co się stało? - obok mnie na skraju ławki usiadła starsza już siwa pani. - Nie warto płakać, życiem trzeba się cieszyć, choć nie zawsze jest łatwo.
- Ale czy zawsze musi być trudno i zawsze musi boleć? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz