wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 11.

Posłuchaj ;)
*Veronic*
Wybiegłam z mieszkania a po moich policzkach spływało kilka łez. Wypowiedziałam o kilka słów za dużo, słów które na prawdę zabolały. Przemierzałam ciemne uliczki, a mój wzrok ograniczał się do centymetra. Wszystko co widziałam było zamazane i nie wyraźne, spowodowane było to łzami które mimowolnie i bez mojej zgody wypływały bezwiednie spod wytuszowanych rzęs. Zatrzymałam się by złapać oddech, oparta o jedną z ceglanych ścian zastanawiałam się nad tym co zrobiłam. Wiedziałam ze ją zraniłam, jednak nie byłam w stanie inaczej postąpić. Osuwam się powoli  w dół aż czuje zimne podłoże. Zanoszę się cichym łkaniem. Bardzo chce cofnąć czas, nie wypowiedzieć tych paru słów, bo wiem ze przez to mogę stracić ważna mi osobę. Jednak to co zrobiłam postawiło Madeline przed jasnym wyborem. Z twarzą skrytą w dłoniach przesiaduje na zimnej posadzce zastanawiając się nad tym co wydarzyło się przez ten ostatni miesiąc. Choć było tak wiele rzeczy i sytuacji które sprawiały mi ból, były też te miłe i radosne chwilę, krótkie i ulotne jednak przeplatały gorzkie chwile rozpaczy. W tym czasie poznałam i zrozumiałam czym jest prawdziwa miłość, to nie tylko szczęśliwe pary trzymające się za ręce i całujące po ławkach w parku. To też często cierpienie, ból i rozpacz. Poznałam nowych ludzi którzy mimo tak krótkiego czasu stali się moimi przyjaciółmi.
Po krótkim czasie mojego trwania w samotności podbiega Louis. Zdyszanych chłopak kuca przed mną i widząc moją zapłakaną wierchem dłoni ociera kilka łez zmieszanych z czarnym tuszem. Dobrze wie ile mnie to kosztowało i nie potrzebuje zbędnych wyjaśnień. Siada obok na zimnej posadzce i w milczeniu wspólnie zastanawiacie się nad tym co się stało.
- Boje się, bardzo się boje że ona nie wybaczy mi tych słów! - spoglądam na mojego towarzysza który z głową opartą o ceglaną ścianę spogląda w niebo które dzisiejszej nocy błyszczy od miliona gwiazd.
- Prawdziwy przyjaciel nie boi się  powiedzieć prawdy choć miała by być ona najbardziej bolesną rzeczą na świecie. Madeline na pewno wie że powiedziałaś to z troski o nią! - przenosi swój wzrok na mnie i uśmiecha się pokrzepiająco.
- Jednak nie chce wracać. Chce by sama doszła do najlepszego dla niej rozwiązania.
- U nas zawsze znajdzie się miejsce dla ciebie. - chłopak uśmiecha się jeszcze szerzej a w jego oczach błyszczą małe ogniki.
- Dziękuje ci za wszystko! - odwzajemniam uśmiech chłopaka.
- Dla ciebie wszystko. - podnosi się z zimnej posadzki i pomaga mi wstać. Łapię go pod rękę i wspólnie ruszamy w kierunku jego mieszkania.
* Madeline *
Zawsze zastanawiałam się czy kilka słów może zranić, ale nie wiedziałam że tak szybko poznam na to odpowiedz. Słowa wypowiedziane przez Veronic bardzo zraniły moje już wyniszczone serce. Choć mam prawo być na nią zła, nie chce być. Bo tak na prawdę to dzięki niej zrozumiałam że mogę stracić przyjaciół a po raz kolejny nie przeżyłabym czegoś tak okropnego. Przyjaciel to osoba na całe życie, jest z tobą w dobrych i złych chwilach. Pomaga swoimi radami i zawsze wysłucha, nie ważne czy podoba mu się to co robisz czy też nie, ale i tak jest przy tobie. Jednak gdy stracisz przyjaciela, tracisz tak jakby cząstkę siebie. Twoje życie staje jak bezsensowna gra w której nie możesz powiedzieć "stop", musisz grać. Każde spotkanie na ulicy, minięcie się w sklepie sprawia ból. Nie, nie to ze go widzisz. To że go widzisz a on nie potrafi odezwać się mówiąc krótkie "cześć". Boli to ze kiedyś najlepszy przyjaciel, znał twoje sekrety ty znałaś jego, a teraz traktuje cię jak powietrze.
Podniosłam się z wygodnego łóżka. Tak bardzo przez ostatnie dni przyzwyczaiłam się do tego miejsca. Wolnym krokiem przemierzam pusty korytarz. Pusty tak jak całe mieszkanie. Od ostatnich wydarzeń Veronic nie wróciła do mieszkania a Janett próbowała jak najmniej czasu spędzać w nim. To dodawało dodatkowego bólu. I tu tkwiło to co sprawiło że doszłam do wniosku że nie mogę tak dalej żyć. Ich obojętność sprawiła ze wrócił strach że mogę je stracić. Tak jak po woli traciłam Harrego. Siadam przy stole ze szklanką gorącego kakao. W myślach analizuje słowa które padły zaledwie parę dni temu. Uświadamiam sobie że przez mój strach niszczę własne szczęście. Niszczę siebie, Harrego i przyjaciół którzy za wszelką cenę chcą mi pomóc. Zastanawiam się co mogę zrobić. Po kilku chwilach dochodzę do decyzji które być może będą najważniejszymi decyzjami w moim życiu.
***
Pierwszy raz od kilku miesięcy stoję pod drzwiami sporego domu. Wraz z przyjściem tu wróciło wiele wspomnień.Nie są to złe wspomnienia, mimo wszystko są do wspomnienia bardzo dobre które wywołują na mojej buzi malutki uśmiech. Stoję kilka dobrych chwil zanim decyduje się zapukać. Stukam delikatnie w drewniane drzwi i grzecznie czekam. Po kilku minutach powtarzam czynność jednak nikt nie schodzi by wpuścić mnie do środka. Nie rezygnuje. Zbyt wiele kosztowało mnie to aby zebrać się w sobie i przyjść tu więc nie mogę tak łatwo odpuścić. Delikatnie naciskam klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otwierają się. Wchodzę do środka i rozglądam się po pokaźnym salonie. Nogi same niosą mnie w stronę pokoju w którym spędzałam najwięcej czasu. Prawie na palcach podchodzę do drzwi pokoju które są otwarte. Słyszę cichą rozmowę, słyszę twój głos. Po moim ciele przechodzi przyjemny dreszcz, pierwszy raz od tak długiego czasu słyszę twój śmiech. Zastanawiam się czy dobrze robię, jednak już teraz nie mam drogi ucieczki. Podchodzę bliżej i opieram się o framugę drzwi. Zaglądam do pokoju, widzę ciebie i mała Lux. Uśmiecham się pod nosem. Jest to widok którego tak bardzo mi brakowało. Wiem ze uwielbiasz przebywać z mała więc jej obecność tutaj nie dziwi mnie. Orientuje się że nie zauważyłeś mojej obecności tu więc mogę przez kilka minut po obserwować twoją sylwetkę. Mimo ze na twojej buzi gości przepiękny uśmiech, z twoich oczu mogę odczytać tylko i wyłącznie cierpienie. I w tym momencie powracają wyrzuty sumienia. Mam przed sobą obraz chłopaka którego tak bardzo zraniłam, pozwoliła by cierpiał. Cała odwaga nagle ulatuje ze mnie, mam ochotę uciec. Odwracam się na pięcie i wolnym krokiem opuszczam pomieszczenie.
- Madeline? - słyszę cichy pełen nadziej głos chłopaka. Moje kończyny odmawiają posłuszeństwa a serce przyśpiesz dwa razy.

1 komentarz:

  1. Blog boski,a historia zajebista.;)
    Czekam na nn i dużoo weny życzę:)
    Caroo
    (Yeah.Pierwsza)XD

    OdpowiedzUsuń