wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 8.

* Janett*
- Wejdziesz? Pada coraz bardziej, jeszcze zmokniesz! - uśmiechnęłam się do ciebie.
- Chyba już bardziej się nie da! - poruszał koszulką z której wręcz kapało.
- No racja, - zarumieniłam się troszkę zmieszana -  Ale może jednak, choć tak mogę ci podziękować za odprowadzenie i pożyczenie bluzy. - otworzyłam drzwi do mieszkania i zaprosiłam cię gestem ręki do środka.
- Ale jak, ja taki mokry! Za mocze ci całe mieszkanie. - rozłożył bezradnie ręce.
- Oj,, na to coś poradzimy, nie martw się! - wystawiłam w uśmiechu szereg swoich białych ząbków - To jak?
- No ok. - uśmiechasz się łobuzersko, wchodzisz do mojego mieszkania a ja zamykam za Tobą drzwi.
- To co poradzisz na moją mokrą koszulkę? - pytasz.
- Daj mi sekundę. - wymijam cię i długim korytarzem podążam do pokoju ulokowanego na jego końcu. Podchodzę do dość dużej szafy i szukając w niej chwilkę znajduje to co jest mi potrzebne. Wychodzę z pokoju i wracam do lekko zdezorientowanego ciebie.
- Proszę. - podaje cię koszulkę mocno czerwonego koloru. - Powinna być dobra.
- A mogę wiedzieć gdzie łazienka? - uśmiechasz się nieśmiało.
- Pierwsze drzwi w prawo. - odwzajemniam uśmiech.
Gdy ty wchodzi do pomieszczenia nazywanego łazienką ja udaję się do kuchni zaparzyć dwa kubki aromatycznego napoju który zawsze rozgrzewa moje ciało. Gdy wracasz ubrany w koszulkę która dostałeś ode mnie na mojej buzi pojawia się ogromny uśmiech a w oczach iskrzą się drobne łzy. Koszulka "I Love Poland" to chyba jedyna rzecz która została mi po wspaniałej osobie która nie może być tu ze mną. Szybko ocieram policzki żebyś nie zobaczył co teraz dzieje się ze mną. Jednak twojej uwadze nic nie unika.
- Coś się stało? - pytasz i z troską wymalowaną na twarzy wpatrujesz się w moje oczy.
- Nic, na prawdę nic. Po prostu wracają wspomnienia. - uśmiecham się delikatnie. Chce pokazać ze jestem silna i dam sobie rade. Przede wszystkim chce to udowodnić sobie.
- Przez koszulkę? Może lepiej będzie jak ją ściągnę!
- Nie, nie musisz! Przecież kiedyś muszę się z tym uporać. - podaje ci kubek pełny kakaa.
- Kakaoo! Ty wiesz, to chyba najlepszy napój na świecie na takie dni. - uśmiechasz się tym tylko twoim uśmiechem i upijasz łyk z kubka pełnego po brzegi.
- Może dlatego tak bardzo je lubię. - delektuje się napojem który łagodzi swoim smakiem moje podniebienie.
- A te wspomnienia, bardzo bolą? - nie dajesz za wygraną.
- Teraz mniej. Kiedyś było dużo gorzej. Wyobraź sobie że nie potrafisz oddychać, normalnie funkcjonować bo byłeś tak bardzo uzależniony od jednej osoby.
- Rozumiem cię, jednak nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
- To trudne. Ciężko jest zrozumieć jeśli tego nie przeżyjesz.
- A co stało się z Tą osobą.
- Ta osoba zg.... - nadal ciężko jest mi wypowiedzieć te słowa. - Zginęła w wypadku samochodowym. - przełknęłam głośno ślinę. Pierwszy raz od dłuższego czasu wypowiadam te słowa na głos. - Najgorsze jest to ze kochałam tą osobę najmocniej na świecie. - ocieram łzy które znów spływają po moim policzku. Starłam się być silna, jednak to jest mocniejsze ode mnie.
Widząc mój stan, nic nie odpowiadasz, po prostu przychodzisz i mocno mnie przytulasz. Jestem zszokowana, jednak tak bardzo tego potrzebowałam że nawet nie protestuje. Jestem tak okropnie wdzięczna ci za tą troskę.
- Przepraszam. Nie powonieniem pytać. - mówisz załamanym głosem.
- Nie przepraszaj, i tak w końcu musiałabym się kiedyś z tym zmierzyć. - uśmiecham się delikatnie. - Przez to wszystko co działo się w moi życiu tak bardzo zależy mi na szczęściu Madeline. Nie chce by straciła być może najważniejszą osobę w jej życiu.
- A... - chcesz coś powiedzieć jednak przerywa ci dzwonek do drzwi. Uwalniam się z Twojego uścisku i udaje się w stronę drzwi. Zastanawiam się kto może teraz tu przychodzić, może Veronic zapomniała kluczy.
- Tak.. - spodziewałam się wszystkich jednak nie tej osoby.
- Cześć Janett. - chłopak w drzwiach uśmiecha się łobuzersko i puszcza mi oczko.
- Nie ma Madeline! A nawet jeśli by była na pewno nie chciała by z Tobą rozmawiać! - wykrzykuje ci prosto w oczy.
- Oj coś ty taka nerwowa. - brunet wpycha się na siłę do mieszkania i mocno mnie przy tym uderzając.
- Uważaj.! Nie jesteś u siebie, więc proszę cie wyjdź! - wskazuje dłonią na drzwi.
- Poczekam sobie na Madeline, na pewno za niedługo wróci.
- Oj nie, na pewno nie! Wyjdź. - jeszcze raz powtarzam.
- Janett jakiś problem? - wychodzisz z kuchni zwabiony przez moje głośne krzyki.
- Nie, po prostu mam nieproszonego gościa. Mówiłam coś do ciebie wyjdź! - kolejny raz zwracam się do bruneta.
- Słyszałeś? Sam wyjdziesz czy mam ci pomóc? - podchodzisz do chłopaka i mierzysz go wzrokiem.
- O widzę że masz nowego kochasia. - brunet drwi ze mnie.
- To przyjaciel! Wyjdź. - krzyczę kolejny raz.
- Mam ci na prawdę pomóc? - zbliżasz się do niego na niebezpieczną odległość.
- Dobra spokojnie, już wychodzę. Ale powiedz Madeline ze wrócę! - chłopak wychodzi z mieszkania a ty zamykasz za nim drzwi.
- Dziękuje. - uśmiecham się do ciebie.
* Madeline*
Wychodzę z pracy. Szczęśliwa ze mam teraz trochę czasu dla siebie. Zbliżam się do auta, jednak już z daleka widzę sylwetkę mężczyzny kręcącego się obok. Z każdym krokiem rozmazana twarz chłopaka staje się bardziej wyraźna.
- David! Co ty tu robisz? - nie kryje swojego zdziwienia. Nie spodziewałam się tu ciebie.
- Przyszedłem porozmawiać. - uśmiechasz się łobuzersko.
- O czym? My nie mamy oczy rozmawiać.!
- O nas! Chce byś do mnie wróciła! - podchodzisz bliżej.
- O nas? Nie wrócę do ciebie. - krzyczę prosto w twoje oczy.
- Ale przecież, kochałaś mnie.
- Nigdy cię nie kochałam, to było chwilowa przygoda! - wymijam cię, jednak łapiesz nie za rękę.
- Proszę, Madeline!
- NAS nie ma, i nigdy już NIGDY nie będzie! - wyrywam swoją dłoń z twojego uścisku, wsiadam do auta i odjeżdżam.
_________
Zdecydowanie najmniej mi się podoba;/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz