czwartek, 24 maja 2012

Rozdział 13.

Stay in my heart. Posłuchaj ;)
Wciąż stoję bez ruchu na środku  dużego zielnego pokoju. Co mam zrobić? Co powiedzieć? Zastanawiam się nad sensem twoich słów. Czy mam uwierzyć i zaufać ci w to wszystko. Czy po prostu zostawić to tak jak jest i zadać ci po raz kolejny ogromny ból.
- Harry ale na co ty liczysz? - spoglądam w twoje zielone tęczówki.
- Że dasz mi szanse! - z wielką nadzieją w głosie wypowiadasz kilka słów.
- Ale.. boje się. Boje się że znów coś pójdzie nie tak, znów popełnimy kilka błędów i mocno zranimy się! Mój organizm nie wytrzyma kolejny raz tego bólu i okropnej tęsknoty. Przyjaźń była by chyba najlepszym rozwiązaniem! Przepraszam. - wolnym krokiem wycofuje się z pomieszczenia.
- Madeline! - chcesz mnie złapać jednak odwracam się na pięcie i wybiegam z mieszkania. Po moich policzkach płyną strumienie gorzkich łez. Wiem że źle zrobiłam, straciłam szanse na to by wszystko było jak dawniej. Ale mój ogromny strach nie pozwolił mi dać ci tej malutkiej szansy. Biegnę wąskimi uliczkami. Zatrzymuje się by złapać oddech, sprawia mi to ogromną trudność. Siadam na zimnym betonowym chodniku zanosząc się gorzkim płaczem. Wiem ze popełniłam błąd, jednak co mam zrobić. Kocham cie ale bardzo boje się ci to powiedzieć. Przez moją głowę przeplata się kilka wspomnień i mimo że z moich zielonych tęczówek wylewają się hektolitry łez na moich drobnych ustach pojawia się uśmiech dość dużych rozmiarów. Wszystko co najlepsze w życiu spotkało mnie właśnie z Tobą. Tak bardzo ciężko jest mi rozstać się z tymi wspomnieniami. Zdaje sobie sprawę że gdy pozostaniemy przyjaciółmi nic nie będzie jak dawniej. Każde z nas będzie bało się  że kiedyś przekroczy granicę i odsuniemy się od siebie na dobre. Tak bardzo tego nie chce. Podejmuje tego dnia kolejną ważną dla mnie decyzję. Podnoszę się z zimnego betonu, doprowadzam swoją twarz do minimalnie dobrego stanu i ruszam w dobrze znanym mi kierunku. Zatrzymuje sie pod dość sporymi drzwiami biorę kolejny głęboki oddech i naciskam klamkę. Kolejny raz skradam się do pomieszczenia o zielonych odcieniach ścian i zaglądam przez delikatnie uchylone drzwi. Kolejny raz w głowie zapisuje się taki sam obrazek. Siedzisz na łóżku bawiąc się z małą Lux. Jednak drobnym szczegółem jest to że teraz po twojej dość bladej twarzy spływa kilka łez.
Popycham dłonią drzwi i wchodzę do pomieszczenia.
- Nie potrafię! - wchodzę ze spuszczoną głową.
- Wróciłaś? - zaskoczony spoglądasz na mnie. Dajesz Lux do rączki zabaweczkę a sam podchodzisz do mnie.
- Harry ja nie potrafię.! - wciąż oglądam czubki swoich butów. Boje się spojrzeć w Twoje oczy bo nie wiem co zobaczę. Boje się ze znienawidziłeś mnie za to co zrobiłam.
- Madeline, powiesz mi co czy mam sam się domyśleć? - podnosisz moją twarz tak by móc spojrzeć mi w oczy.
- Nie potrafię być tylko twoją przyjaciółką. Kocham cie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! - przez kilka chwil spoglądasz w moje oczy bez jakich kol wiek emocji. Boje się ze moje słowa już nic dla ciebie nie znaczą. Jednak po chwili na twojej buzi pojawia się ogromny uśmiech. Obejmujesz moją twarz swoimi dłońmi i składasz na moich ustach drobny pocałunek. W moim organizmie dzieje się coś na prawdę dziwnego, w brzuchu czuje milion drobnych motylków a na buzi pojawia się ogromny uśmiech. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu jestem szczęśliwa. Przytulasz mnie tak mocno, jednak wiem że tęskniłeś.
- Wybaczysz mi to wszystko co zrobiłam? - delikatnie odsuwam się od ciebie i przygryzam dolną wargę.
Nic nie odpowiadasz tylko po raz kolejny składasz pocałunek na moich ustach. Naszą czynność przerywa mała Lux która śmiejąc się głośno zwraca naszą uwagę. Gdzieś w głębi wiem że cieszy się z naszego szczęścia choć jest tylko mała dziewczynką.
***
* Veronic*
- Myślisz że pogodzą się? - spoglądam na Louisa który ciągle spogląda na telefon i podenerwowany sprawdza godzinę.
- Na pewno. Harry zrobi wszystko by tylko być z nią! - uśmiecha się gdy nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Szybko podnosi się i ciągnie mnie za rękę do pokoju.
- Poczekaj chwilkę. - uśmiecha się i idzie otworzyć drzwi. Prowadzi za sobą wysoką brunetkę o lekko falowanych włosach.
- Veronic poznaj moją dziewczynę Eleonor. - dziewczyna uśmiecha się szeroko i podaje mi rękę. W moim sercu czuje drobne ukłucie.
- Miło cię poznać. - z udawanym uśmiechem ściskam rękę dziewczynę.
- To co idziemy na jakiś obiad? - Louis rzuca pomysł i spogląda na mnie.
- Przepraszam was ale raczej nie dam rady. Dziś muszę jeszcze jechać na plan bo reżyser prosił o drobne poprawki. - wymyślam na miejscu drobne kłamstwo i żegnając się wychodzę z mieszkania.
Zastanawiam się nad tym co dzieje się teraz z moim sercem. Przechodzi ono dziwny stan w którym okropnie boli.  Bardzo boje się ze poczułam coś do mojego przyjaciela. Z mieszanymi uczuciami wracam do mieszkania w którym nie byłam bardzo długo.
___________________
13.. jest on dla mnie bardzo ważny i mam nadzieje ze wam się spodoba! :*** ♥♥♥

niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 12.

posłuchaj:)
* Madeline*
Biorę głęboki oddech i czekam aż świeże powietrze dotrze do płuc i dotleni mózg. Teraz potrzebuje racjonalnego myślenia by nie zniszczyć swojego życie nie odwracalnie. Czekam kilka sekund, jednak gdy po raz kolejny słyszę swoje imię biorę kolejny głęboki wdech i odwracam się powoli w stronę chłopaka.
 - Co ty...To znaczy miło cię widzieć. - brunet bardzo delikatnie się uśmiecha, wiem ile kosztuje go to bólu, ale w jego oczach dostrzegam drobne płomyki nadzieji. Próbuje odwzajemnić uśmiech jednak nie potrafię zrobić tego dobrze. Buzują we mnie emocję i przytłacza myśl że z tak wspaniałego człowieka jakim był, stał się całkowitym przeciwieństwem siebie i to w dużej mierze przeze mnie. Kiedyś uśmiechnięty, radosny i przede wszystkim szczęśliwy, teraz bez jakiego kol wiek życia w sobie. Przyglądając się mu powoli rozumiem dlaczego dziewczyny tak bardzo chciały zmienić to wszystko. Bez szczęścia człowiek nie istnieje! Staje się chodzącą maszyną która jest jak by zaprogramowana tak by przetrwać od dnia do dnia. Harry miał mały ułamek szczęścia który pozwalał mu jeszcze w miarę możliwości funkcjonować. Miał Lux dla której stał się tak jak by drugim tatą. Nie chciał odbierać tej roli Tomowi, bo przecież to on jest jej ojcem ale bardzo kochał małą. Ja nie miałam tego nawet drobnego ułamka szczęścia. Nawet praca która była moją wymarzoną stała się uciążliwa a wręcz z dnia na dzień coraz bardziej ją  nienawidziłam.
Między nami zapada cisza. Nie wiem co mam ci powiedzieć a ty nie wiesz jak o co kol wiek zapytać. Stoimy na korytarzu nieśmiało się sobie przyglądając tak jak byśmy widzieli się pierwszy raz. Jest to tak jakby pierwszy raz. Poznajemy się na nowo bo każde z nas w pewnym sensie się zmieniło.  Nasze nerwowe spoglądanie przerywa mała Lux która wolno raczkuje w moją stronę. Uśmiecham się na jej widok podchodzę i zabieram ją na ręce. Bawię się z nią chwilkę co jakiś czas powtarzając jaką to jest słodką dziewczynką po czym wchodzę do pokoju Harrego i kładę ją na dużym łóżku, gdzie rozrzucone są jej zabawki. Kilka minut obserwuję jej zabawę z wielkim pluszowym królikiem by następnie przenieś wzrok na bruneta. Stoi oparty o framugę drzwi i z radością wymalowaną na twarzy ogląda moje poczynania.
- Przyszłam przeprosić! - zaczynam nieśmiało.
- Przeprosić? - chłopak przenosi swój zdezorientowany wzrok na mnie.
- Za to ze zniszczyłam ci życie! - podnoszę się i odwracam się do niego plecami. Nie chce by widział jak po moim policzku spływają łzy. Ocieram je szybkim ruchem ręki.
- Zniszczyłaś życie? Chwilę spędzone z Tobą byłym czymś najlepszym co mogło mnie spotkać w życiu! - podchodzi bliżej, czuję jego nierówny oddech na mojej szyi. - To ja powinienem przeprosić! Przeprosić za to co zrobiłem!
- Wspólnie popełniliśmy wielki błąd! - ponownie ocieram łzy które mimowolnie spływają po moim policzku. - Jednak nigdy nie przypuszczałam że tak bardzo nawzajem się zranimy!
- Gdy bym mógł cofnąć czas nie popełnił bym tylu błędów.
- Gdy bym mogła cofnąć czas nie wypowiedziałabym tylu słów! Jednak nie potrafimy.
- Ale może potrafimy wybaczyć? - delikatnie łapię mnie za ramię i obraca w swoją stronę. Swoimi pięknymi zielonym tęczówkami wpatruje się w moją zapłakaną twarz. - Madeline na prawdę nie chciałem popełnić tych wszystkich błędów! Nie chce byś teraz odeszła i wszystko pozostało tak jak jest, nie wytrzymał bym tego! Nie chce kolejny raz przeżywać tego horroru, chcę mieć cie blisko! Wybaczysz mi?
- Gdy ty i mi wybaczysz! - przygryzam dolną wargę.
- Jeśli miał bym tylko co wybaczyć, wybaczył bym na pewno. - na jego buzi pierwszy raz pojawia się szczery uśmiech. Zbliża się do mnie, dzieli nas zaledwie kilka centymetrów.
- Jednak.. - cofam się o krok by ustosunkować odległość między nami. - Może będzie lepiej gdy zostaniemy przyjaciółmi! - wypowiadam kilka słów którymi znów ranie chłopaka.
- Przyjaciółmi? - pyta nie dowierzając w to co usłyszał.
- Tak będzie chyba lepiej. - nie wieże w to ze nam się uda. Jednak nie jestem gotowa na nic innego. Boję się w co kol wiek pakować. Nie chce by coś znów poszło nie tak.
Spoglądam ostatni raz w jego zielone tęczówki. Podchodzę do małej bawiącej się na łóżku delikatnie całuję ją w malutkie czółko i kieruje się w stronę wyjścia.
- Poczekaj! - Harry łapie mnie za nadgarstek. - Nie potrafię, Madeline! Nie potrafię być twoim przyjacielem!
Spoglądam na niego ze łzami w oczach. W myślach zadaje sobie pytanie dlaczego? Gdzie znów popełniłam błąd. On podchodzi bliżej i swoją dłonią ściera ciecz spływającą po moich policzkach. Zamykam oczy, nie wiem co mam robić. Nagle czuje ciepło jego ust na swoich ustach. Moim ciałem wstrząsają przyjemne dreszcze. Harry przerywa swój pocałunek by spojrzeć głęboko w moje zielone oczy.
- Nie potrafię być przyjacielem ponieważ Kocham Cię! - szepcze zakładając mi kosmyk włosów za ucho.

wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 11.

Posłuchaj ;)
*Veronic*
Wybiegłam z mieszkania a po moich policzkach spływało kilka łez. Wypowiedziałam o kilka słów za dużo, słów które na prawdę zabolały. Przemierzałam ciemne uliczki, a mój wzrok ograniczał się do centymetra. Wszystko co widziałam było zamazane i nie wyraźne, spowodowane było to łzami które mimowolnie i bez mojej zgody wypływały bezwiednie spod wytuszowanych rzęs. Zatrzymałam się by złapać oddech, oparta o jedną z ceglanych ścian zastanawiałam się nad tym co zrobiłam. Wiedziałam ze ją zraniłam, jednak nie byłam w stanie inaczej postąpić. Osuwam się powoli  w dół aż czuje zimne podłoże. Zanoszę się cichym łkaniem. Bardzo chce cofnąć czas, nie wypowiedzieć tych paru słów, bo wiem ze przez to mogę stracić ważna mi osobę. Jednak to co zrobiłam postawiło Madeline przed jasnym wyborem. Z twarzą skrytą w dłoniach przesiaduje na zimnej posadzce zastanawiając się nad tym co wydarzyło się przez ten ostatni miesiąc. Choć było tak wiele rzeczy i sytuacji które sprawiały mi ból, były też te miłe i radosne chwilę, krótkie i ulotne jednak przeplatały gorzkie chwile rozpaczy. W tym czasie poznałam i zrozumiałam czym jest prawdziwa miłość, to nie tylko szczęśliwe pary trzymające się za ręce i całujące po ławkach w parku. To też często cierpienie, ból i rozpacz. Poznałam nowych ludzi którzy mimo tak krótkiego czasu stali się moimi przyjaciółmi.
Po krótkim czasie mojego trwania w samotności podbiega Louis. Zdyszanych chłopak kuca przed mną i widząc moją zapłakaną wierchem dłoni ociera kilka łez zmieszanych z czarnym tuszem. Dobrze wie ile mnie to kosztowało i nie potrzebuje zbędnych wyjaśnień. Siada obok na zimnej posadzce i w milczeniu wspólnie zastanawiacie się nad tym co się stało.
- Boje się, bardzo się boje że ona nie wybaczy mi tych słów! - spoglądam na mojego towarzysza który z głową opartą o ceglaną ścianę spogląda w niebo które dzisiejszej nocy błyszczy od miliona gwiazd.
- Prawdziwy przyjaciel nie boi się  powiedzieć prawdy choć miała by być ona najbardziej bolesną rzeczą na świecie. Madeline na pewno wie że powiedziałaś to z troski o nią! - przenosi swój wzrok na mnie i uśmiecha się pokrzepiająco.
- Jednak nie chce wracać. Chce by sama doszła do najlepszego dla niej rozwiązania.
- U nas zawsze znajdzie się miejsce dla ciebie. - chłopak uśmiecha się jeszcze szerzej a w jego oczach błyszczą małe ogniki.
- Dziękuje ci za wszystko! - odwzajemniam uśmiech chłopaka.
- Dla ciebie wszystko. - podnosi się z zimnej posadzki i pomaga mi wstać. Łapię go pod rękę i wspólnie ruszamy w kierunku jego mieszkania.
* Madeline *
Zawsze zastanawiałam się czy kilka słów może zranić, ale nie wiedziałam że tak szybko poznam na to odpowiedz. Słowa wypowiedziane przez Veronic bardzo zraniły moje już wyniszczone serce. Choć mam prawo być na nią zła, nie chce być. Bo tak na prawdę to dzięki niej zrozumiałam że mogę stracić przyjaciół a po raz kolejny nie przeżyłabym czegoś tak okropnego. Przyjaciel to osoba na całe życie, jest z tobą w dobrych i złych chwilach. Pomaga swoimi radami i zawsze wysłucha, nie ważne czy podoba mu się to co robisz czy też nie, ale i tak jest przy tobie. Jednak gdy stracisz przyjaciela, tracisz tak jakby cząstkę siebie. Twoje życie staje jak bezsensowna gra w której nie możesz powiedzieć "stop", musisz grać. Każde spotkanie na ulicy, minięcie się w sklepie sprawia ból. Nie, nie to ze go widzisz. To że go widzisz a on nie potrafi odezwać się mówiąc krótkie "cześć". Boli to ze kiedyś najlepszy przyjaciel, znał twoje sekrety ty znałaś jego, a teraz traktuje cię jak powietrze.
Podniosłam się z wygodnego łóżka. Tak bardzo przez ostatnie dni przyzwyczaiłam się do tego miejsca. Wolnym krokiem przemierzam pusty korytarz. Pusty tak jak całe mieszkanie. Od ostatnich wydarzeń Veronic nie wróciła do mieszkania a Janett próbowała jak najmniej czasu spędzać w nim. To dodawało dodatkowego bólu. I tu tkwiło to co sprawiło że doszłam do wniosku że nie mogę tak dalej żyć. Ich obojętność sprawiła ze wrócił strach że mogę je stracić. Tak jak po woli traciłam Harrego. Siadam przy stole ze szklanką gorącego kakao. W myślach analizuje słowa które padły zaledwie parę dni temu. Uświadamiam sobie że przez mój strach niszczę własne szczęście. Niszczę siebie, Harrego i przyjaciół którzy za wszelką cenę chcą mi pomóc. Zastanawiam się co mogę zrobić. Po kilku chwilach dochodzę do decyzji które być może będą najważniejszymi decyzjami w moim życiu.
***
Pierwszy raz od kilku miesięcy stoję pod drzwiami sporego domu. Wraz z przyjściem tu wróciło wiele wspomnień.Nie są to złe wspomnienia, mimo wszystko są do wspomnienia bardzo dobre które wywołują na mojej buzi malutki uśmiech. Stoję kilka dobrych chwil zanim decyduje się zapukać. Stukam delikatnie w drewniane drzwi i grzecznie czekam. Po kilku minutach powtarzam czynność jednak nikt nie schodzi by wpuścić mnie do środka. Nie rezygnuje. Zbyt wiele kosztowało mnie to aby zebrać się w sobie i przyjść tu więc nie mogę tak łatwo odpuścić. Delikatnie naciskam klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otwierają się. Wchodzę do środka i rozglądam się po pokaźnym salonie. Nogi same niosą mnie w stronę pokoju w którym spędzałam najwięcej czasu. Prawie na palcach podchodzę do drzwi pokoju które są otwarte. Słyszę cichą rozmowę, słyszę twój głos. Po moim ciele przechodzi przyjemny dreszcz, pierwszy raz od tak długiego czasu słyszę twój śmiech. Zastanawiam się czy dobrze robię, jednak już teraz nie mam drogi ucieczki. Podchodzę bliżej i opieram się o framugę drzwi. Zaglądam do pokoju, widzę ciebie i mała Lux. Uśmiecham się pod nosem. Jest to widok którego tak bardzo mi brakowało. Wiem ze uwielbiasz przebywać z mała więc jej obecność tutaj nie dziwi mnie. Orientuje się że nie zauważyłeś mojej obecności tu więc mogę przez kilka minut po obserwować twoją sylwetkę. Mimo ze na twojej buzi gości przepiękny uśmiech, z twoich oczu mogę odczytać tylko i wyłącznie cierpienie. I w tym momencie powracają wyrzuty sumienia. Mam przed sobą obraz chłopaka którego tak bardzo zraniłam, pozwoliła by cierpiał. Cała odwaga nagle ulatuje ze mnie, mam ochotę uciec. Odwracam się na pięcie i wolnym krokiem opuszczam pomieszczenie.
- Madeline? - słyszę cichy pełen nadziej głos chłopaka. Moje kończyny odmawiają posłuszeństwa a serce przyśpiesz dwa razy.

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 10.

Piosenka.
*Veronic*
Nie wiem co mam myśleć. Jestem rozdarta. Stoję między dwiema równorzędnymi wartościami. Z jednej strony mam zdradę Harrego, czyli powód do tego by go nie nawiedzić, a z drugiej jego widok. Wiem że bardzo tego nie chciał i żałuje. Choć powinnam go znienawidzić za to co zrobił mojej przyjaciółce, nie potrafię. Widok skruszonego chłopaka przytłacza, sprawia że mam ochotę go przytulić i powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Jednak nie chce nic obiecywać. Nie chce składać obietnic z których mogę się nie wywiązać. Spoglądam na Lousia który sprawia wrażanie na prawdę przybitego cała tą sytuacją. Nie mogę znaleźć żadnego dobrego rozwiązania dla tej sprawy. Tak bardzo chce pomóc jednak nie wiem jak.
- Próbowałeś z nią porozmawiać? - zwracam się do skruszonego bruneta.
- Od tego dnia nie widziałem jej. W tedy,,, - ociera łzy spływające po jego policzku. - Kazała mi zniknąć z jej życie, spełniam to o co prosiła.
- Nie widzisz jak siebie ranisz?! - podnoszę lekko głos, jednak nie chce go przestraszyć.
- Jeśli ona jest szczęśliwa moje szczęście nie ma tu najmniejszego znaczenia.! - po tych słowach podnosi się z łóżka i omijając nas zamyka się w łazience.
 W jego słowach znajduje odopiwedź na wszystkie pytania które kłębią się w mojej głowie. Z każdym jego słowem wypowiedzianym na temat Madeline zauważam coraz większą miłość jaką ją darzy. Woli ranić dwa razy siebie niż choć raz zadać jej malutki ból. Jednak nie wie jak bardzo się myli myśląc że unikając jej sprawia że jest szczęśliwa.
Blada twarz mojego towarzysza wyrażała jedynie smutek i troskę o przyjaciela. Jego nie moc przytłaczała go, chciał tak wiele, a tak mało mógł zrobić. To samo działo się ze mną. To wszystko co działo się w okół Madeline i Harrego bardziej zabijało nas niż ich samych. Zarówno Louis jak i ja chcieliśmy z tym wszystkim skończyć. Sprawić by w końcu byli szczęśliwi. Mój umysł przyjmował milion myśli na minute jednak żadna z nich nie wydawała się być dobrym rozwiązaniem.
- Nie wiedziałem że prawda może tak zaboleć. - słyszę gdzieś pomiędzy myślami cichy głos Louisa.
- On jednak nie wie w jakim jest błędzie.
- Błędzie? Co masz na myśli? - chłopak spogląda na mnie z wyraźnym zdezorientowaniem. Nic nie odpowiadam, łapię jego dłoń i wyprowadzam z pokoju. Chcę aby sam zrozumiał co mam na myśli.
***
Po krótkim spacerze znajdujemy się na miejscu. Gdy podchodzimy do drzwi mieszkania Louis spogląda na mnie i daje mi do zrozumienia że już chyba wie co chce mu pokazać. Po cichu otwieram drzwi i staramy się wejść nie zauważeni do mieszkania. Rozglądam się po salonie i zauważam rozrzucony płaszcz i parę czarnych szpilek. Prawię na palcach ruszam w głąb mieszkania ciągnąć chłopaka za sobą. Podchodzę do ostatnich drzwi znajdujących się na końcu długiego korytarza. Delikatnie je uchylam. Naszym oczom ukazuje się widok zapłakanej Madeline która ze słuchawkami na uszach ogląda jakieś fotografie. Spoglądam na Louisa, który widząc ją rozumie już wszystko.
- Ona wcale nie jest szczęśliwa! - szeptam - Ona cierpi.
- Ranią się nawzajem, nawet o tym nie wiedząc.
Otwieram szerzej drzwi i wchodzę do środka pociągając go za sobą. Madeline szybko ociera łzy które spływają po jej policzkach zbiera zdjęcia i wyłącza muzykę.
- Louis? - ze zaskoczeniem wymalowanym na twarzy spogląda na chłopaka stojącego obok mnie.
- Veronic,, co ty, co wy tu robicie? - pyta chowając fotografie do pudełka.
Schylam się i podnoszę z podłogi jedną z fotografii którą nie zdążyła schować. Spoglądam na nią i nie mogę zrozumieć jak może siebie tak bardzo ranić.
-  Madeilne jak długo chcesz nas jeszcze tak okłamywać?
- Okłamywać? Ja was nigdy nie okłamywałam! - tym słowami rani moje serce.
- I powiesz mi jeszcze ze wszystko jest w porządku?
- W najlepszym! - z wielkim trudem unosi kąciki ust wysilając się na uśmiech.
- Mam dość tego Madeilne. Nic nie jest w porządku. Nie mam sił na to byś kolejny raz mnie okłamywała. Mnie, Janett i samą siebie. - w palcach trzymam zdjęcie uśmiechniętego Herrego, podnoszę je tak aby i ona mogła je zobaczyć. - A przede wszystkim jego. Jak długo chcesz pozwalać na to by cierpiał.!
- jaa... - z uśmiechu na jej twarzy nie pozostaje nic.
- Dlaczego nie chcesz dać mu drugiej szansy?
- Boje się że znów coś zepsujemy, coś pójdzie nie tak i kolejny raz będziemy przechodzić to piekło. - na jej policzkach pojawiają się kolejne łzy.
- Wolisz cierpieć niż spróbować? - zza drzwi wyłania się twarz Janett.
- Za bardzo boje się by spróbować!
- Przez strach chcesz stłumić to co czujesz do Harrego? Madeline ja ma dość. Nie mam sił na to by patrzeć każdego dnia jak cierpisz, jak każda normalna czynności sprawia ci ogromny ból. Widząc cie w takim stanie cierpimy wa razy bardziej! Madeline zastanów się nad tym co robisz, bo możesz stracić na prawdę bliskie osoby. - wychodzę z pokoju ze łzami w oczach. Powiedziała o parę słów za dużo, parę słów których nie da się już cofnąć. Lecz może choć te słowa bardzo bolą, pomogą.

czwartek, 10 maja 2012

Rozdział 9.

More Than This.
* Veronic*
Mijają godziny a my nadal stoimy i czekam pod drzwiami pokoju Harrego. Z jasno określonym celem i ze zdeterminowaniem wymalowanym na twarzy  dobijamy się do drzwi prosząc o jakie kol wiek wyjaśnienia. Po wyjściu a raczej wybiegnięciu Janett z domu,Harry zamknął się w swoim pokoju bez jakich kol wiek wyjaśnień.
- Harry! - Louis po raz kolejny puka do drzwi. - Harry! Proszę porozmawiaj z nami! - cisza. Po raz kolejny nikt nie odpowiada.
- Zaczynam się o niego martwić! Ta cisza... A jak sobie coś zrobił? - osuwam się po drzwiach by usiąść na podłodze.
- Nie, na pewno nie. On cierpi, ale krzywdy nigdy by sobie nie zrobił! - usiadasz obok mnie. - Pewnie siedzi ze słuchawkami na uszach. On tak stara się uciec od tego.
Nie znam cię, i jest mi ciężko cokolwiek powiedzieć. Jednak z każdą minutą spędzoną z Tobą poznaje cię. Zaskakujesz mnie swoją osobowością. Z jednej strony jesteś troszkę skryty, z drugiej bardzo martwisz się o najlepszego przyjaciela, znasz go jak nikt inny. Po tym wnioskuje że jesteście bardzo zżyci. Nic więcej nie mogę powiedzieć, za mało wiem by oceniać Twoja postawę. Jednak chce cię poznać.
- Wierzysz w to wszystko? - spoglądam na ciebie.
- Chciałbym powiedzieć nie, jednak nie mogę! Chciałbym uwierzyć w to że on tego nie zrobił, ale ten esemes. Nie wiem już co mam myśleć! - łapiesz się za głowę.
- Ta wiadomość, ona tak strasznie wszystko komplikuje.Nie znam Harrego, nie wiem co o tym myśleć, ale nie chce w to wierzyć. O wiele łatwiej było by gdyby nam sam to wyjaśnił! - po raz kolejny podejmuje próbę i pukam do drzwi pokoju Harrego.
- Harry. Proszę, chce tylko was zrozumieć, proszę tylko o dwie minuty rozmowy. -  nie mam zamiaru się poddać. Wierze ze w końcu Harry się złamię.
- Louis a co jeśli to prawda. Nie chce tak myśleć, ale jeśli?
Louis nic nie odpowiada. Wiem ze on nie chce tak myśleć a nawet dopuścić tej myśli do siebie. Po kilku chwilach ciszy słyszę dźwięk przekręcanego zamka. Z pokoju wyłania się postać Harrego. Zmarnowanego, z podpuchniętymi oczami, bez żadnego sensu życia. Nie mogę uwierzyć w to że chłopak może doprowadzić się do takiego stanu. Zawsze sądziłam że to tylko my jesteśmy słabe i zawsze cierpimy, jednak widok Harrego zmienił całkowicie moje poglądy.
- Prawda jest taka że ją zdradziłem. - w moich uszach rozbrzmiewa cichy i ochrypnięty głos bruneta. Kątem oka obserwuje twoją reakcje. Bijesz się z myślami, miałeś nadzieje ze to wszystko to tylko głupi przypadek. - Ale nie chciałem tego. Byłem tak pijany a Emma wykorzystała to. Zaciągnęłam mnie do łóżka a ja nie kontrolowałem tego co robię. Ja na prawdę żałuje..
- Czemu jej tego nie powiedziałeś? - pytam.
- Madeline wie co się stało, dobrze wie. - Harry cofa się w głąb pokoju aby usiąść na rogu łóżka. - Ale to nasze rozstanie, to nie tylko z mojej zdrady.
- Jak to? Czy Madeline.. Czy ona coś? - podchodzę bliżej.
- Tego wieczora wszystko potoczyło się tak jak tego nie chcieliśmy. Jednak ja zrobiłem tą gorszą rzecz, ja zdradziłem. - chowa twarz w dłonie.
- Zrozum ze mamy dość tych tajemnic Harry, choć raz chcemy poznać prawdę od końca do końca. Pozwolisz nam na to? - siadasz obok zmęczonego Harrego.
- Oskarżyłem ją o zdradę, jednak bardzo się pomyliłem. To wszystko co działo się w ostatnich tygodniach, nasza trasa, po prostu źle oceniłem sytuacje. Dopiero teraz zrozumiałem ze poświęcałem jej za mało czasu. Była sama w Wielkiej Brytanii gdy ja świetnie bawiłem się na koncertach w Ameryce. Nie rozumiałem ze może to ją boleć. A gdy zobaczyłem ją w towarzystwie tego gościa tak uśmiechniętą, zabolało. - tu następuje moment którego nigdy w życiu nie zapomnę. Po bladej twarzy chłopka spływa kilka pojedynczych łez.

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 8.

* Janett*
- Wejdziesz? Pada coraz bardziej, jeszcze zmokniesz! - uśmiechnęłam się do ciebie.
- Chyba już bardziej się nie da! - poruszał koszulką z której wręcz kapało.
- No racja, - zarumieniłam się troszkę zmieszana -  Ale może jednak, choć tak mogę ci podziękować za odprowadzenie i pożyczenie bluzy. - otworzyłam drzwi do mieszkania i zaprosiłam cię gestem ręki do środka.
- Ale jak, ja taki mokry! Za mocze ci całe mieszkanie. - rozłożył bezradnie ręce.
- Oj,, na to coś poradzimy, nie martw się! - wystawiłam w uśmiechu szereg swoich białych ząbków - To jak?
- No ok. - uśmiechasz się łobuzersko, wchodzisz do mojego mieszkania a ja zamykam za Tobą drzwi.
- To co poradzisz na moją mokrą koszulkę? - pytasz.
- Daj mi sekundę. - wymijam cię i długim korytarzem podążam do pokoju ulokowanego na jego końcu. Podchodzę do dość dużej szafy i szukając w niej chwilkę znajduje to co jest mi potrzebne. Wychodzę z pokoju i wracam do lekko zdezorientowanego ciebie.
- Proszę. - podaje cię koszulkę mocno czerwonego koloru. - Powinna być dobra.
- A mogę wiedzieć gdzie łazienka? - uśmiechasz się nieśmiało.
- Pierwsze drzwi w prawo. - odwzajemniam uśmiech.
Gdy ty wchodzi do pomieszczenia nazywanego łazienką ja udaję się do kuchni zaparzyć dwa kubki aromatycznego napoju który zawsze rozgrzewa moje ciało. Gdy wracasz ubrany w koszulkę która dostałeś ode mnie na mojej buzi pojawia się ogromny uśmiech a w oczach iskrzą się drobne łzy. Koszulka "I Love Poland" to chyba jedyna rzecz która została mi po wspaniałej osobie która nie może być tu ze mną. Szybko ocieram policzki żebyś nie zobaczył co teraz dzieje się ze mną. Jednak twojej uwadze nic nie unika.
- Coś się stało? - pytasz i z troską wymalowaną na twarzy wpatrujesz się w moje oczy.
- Nic, na prawdę nic. Po prostu wracają wspomnienia. - uśmiecham się delikatnie. Chce pokazać ze jestem silna i dam sobie rade. Przede wszystkim chce to udowodnić sobie.
- Przez koszulkę? Może lepiej będzie jak ją ściągnę!
- Nie, nie musisz! Przecież kiedyś muszę się z tym uporać. - podaje ci kubek pełny kakaa.
- Kakaoo! Ty wiesz, to chyba najlepszy napój na świecie na takie dni. - uśmiechasz się tym tylko twoim uśmiechem i upijasz łyk z kubka pełnego po brzegi.
- Może dlatego tak bardzo je lubię. - delektuje się napojem który łagodzi swoim smakiem moje podniebienie.
- A te wspomnienia, bardzo bolą? - nie dajesz za wygraną.
- Teraz mniej. Kiedyś było dużo gorzej. Wyobraź sobie że nie potrafisz oddychać, normalnie funkcjonować bo byłeś tak bardzo uzależniony od jednej osoby.
- Rozumiem cię, jednak nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
- To trudne. Ciężko jest zrozumieć jeśli tego nie przeżyjesz.
- A co stało się z Tą osobą.
- Ta osoba zg.... - nadal ciężko jest mi wypowiedzieć te słowa. - Zginęła w wypadku samochodowym. - przełknęłam głośno ślinę. Pierwszy raz od dłuższego czasu wypowiadam te słowa na głos. - Najgorsze jest to ze kochałam tą osobę najmocniej na świecie. - ocieram łzy które znów spływają po moim policzku. Starłam się być silna, jednak to jest mocniejsze ode mnie.
Widząc mój stan, nic nie odpowiadasz, po prostu przychodzisz i mocno mnie przytulasz. Jestem zszokowana, jednak tak bardzo tego potrzebowałam że nawet nie protestuje. Jestem tak okropnie wdzięczna ci za tą troskę.
- Przepraszam. Nie powonieniem pytać. - mówisz załamanym głosem.
- Nie przepraszaj, i tak w końcu musiałabym się kiedyś z tym zmierzyć. - uśmiecham się delikatnie. - Przez to wszystko co działo się w moi życiu tak bardzo zależy mi na szczęściu Madeline. Nie chce by straciła być może najważniejszą osobę w jej życiu.
- A... - chcesz coś powiedzieć jednak przerywa ci dzwonek do drzwi. Uwalniam się z Twojego uścisku i udaje się w stronę drzwi. Zastanawiam się kto może teraz tu przychodzić, może Veronic zapomniała kluczy.
- Tak.. - spodziewałam się wszystkich jednak nie tej osoby.
- Cześć Janett. - chłopak w drzwiach uśmiecha się łobuzersko i puszcza mi oczko.
- Nie ma Madeline! A nawet jeśli by była na pewno nie chciała by z Tobą rozmawiać! - wykrzykuje ci prosto w oczy.
- Oj coś ty taka nerwowa. - brunet wpycha się na siłę do mieszkania i mocno mnie przy tym uderzając.
- Uważaj.! Nie jesteś u siebie, więc proszę cie wyjdź! - wskazuje dłonią na drzwi.
- Poczekam sobie na Madeline, na pewno za niedługo wróci.
- Oj nie, na pewno nie! Wyjdź. - jeszcze raz powtarzam.
- Janett jakiś problem? - wychodzisz z kuchni zwabiony przez moje głośne krzyki.
- Nie, po prostu mam nieproszonego gościa. Mówiłam coś do ciebie wyjdź! - kolejny raz zwracam się do bruneta.
- Słyszałeś? Sam wyjdziesz czy mam ci pomóc? - podchodzisz do chłopaka i mierzysz go wzrokiem.
- O widzę że masz nowego kochasia. - brunet drwi ze mnie.
- To przyjaciel! Wyjdź. - krzyczę kolejny raz.
- Mam ci na prawdę pomóc? - zbliżasz się do niego na niebezpieczną odległość.
- Dobra spokojnie, już wychodzę. Ale powiedz Madeline ze wrócę! - chłopak wychodzi z mieszkania a ty zamykasz za nim drzwi.
- Dziękuje. - uśmiecham się do ciebie.
* Madeline*
Wychodzę z pracy. Szczęśliwa ze mam teraz trochę czasu dla siebie. Zbliżam się do auta, jednak już z daleka widzę sylwetkę mężczyzny kręcącego się obok. Z każdym krokiem rozmazana twarz chłopaka staje się bardziej wyraźna.
- David! Co ty tu robisz? - nie kryje swojego zdziwienia. Nie spodziewałam się tu ciebie.
- Przyszedłem porozmawiać. - uśmiechasz się łobuzersko.
- O czym? My nie mamy oczy rozmawiać.!
- O nas! Chce byś do mnie wróciła! - podchodzisz bliżej.
- O nas? Nie wrócę do ciebie. - krzyczę prosto w twoje oczy.
- Ale przecież, kochałaś mnie.
- Nigdy cię nie kochałam, to było chwilowa przygoda! - wymijam cię, jednak łapiesz nie za rękę.
- Proszę, Madeline!
- NAS nie ma, i nigdy już NIGDY nie będzie! - wyrywam swoją dłoń z twojego uścisku, wsiadam do auta i odjeżdżam.
_________
Zdecydowanie najmniej mi się podoba;/

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 7.

COVER <by Madzia> :*


- Dziecko życie nie jest proste. - staruszka położyła swoją dłoń na moim ramieniu. - Z czasem przychodzą i te złe momenty, ale w tedy trzeba znaleźć w sobie siłę i przezwyciężyć je. - uśmiechnęła się serdecznie w moją stronę. 
- Ale czasem za trudno jest to przezwyciężyć! - spoglądam na kobietę swoimi zapłakanymi oczami.
- Nigdy nie jest za trudno! Jesteśmy w stanie pokonać wszystkie przeszkody. - pogłaskała mnie po ramieniu.
- Dziękuje pani za te miłe słowa.
- Oh dziecko nie ma za co. -  uśmiechnęła sie jeszcze raz i odeszła zostawiając mnie samą.
Rozmowa choć była krótka, dla mnie była bardzo ważna. Dzięki słowom tej miłej kobiety zrozumiałam że nie należy nigdy się poddawać. Trzeba walczyć do końca, choć inni tracą nadzieje. Zrozumiałam że powinnam walczyć do końca i sprawić by Madeline była szczęśliwa, nie patrząc na własne szczęście.
W ciągu kilku minut pogoda z gorącego letniego słońca zmieniła się o 180 stopni. Nad Londynem zawisło pasmo ciemnych chmur zapowiadających bynajmniej burze.
- Janett wszystko ok? Wszyscy się o Ciebie martwią. - przed moimi oczami ukazał się ów blondyn z którym moje relacje ostatnio nie były dobre.
- Tak wszystko w porządku.
- Wiem, przepraszam mieliśmy się unikać. - chłopak lekko się zmieszał.
- Nie,, to ja powinnam przeprosić. Zachowałam się jak małolata i oceniłam cię z góry.Nie powinnam tego robić. Zrozumiałam że wy tak samo martwicie się o Harrego, byłam za bardzo zdezorientowana by zauważyć to wcześniej. 
- Więc może zacznijmy wszystko od nowa? - zaproponował.
- Uważam że to bardzo dobry pomysł. - uśmiechnęłam się szeroko pierwszy raz tego dnia.
- Jestem Niall. - podał mi swoją dłoń.
- Janett.
- Co masz teraz zamiar zrobić? - usiadł obok mnie na ławce.
- Z czym? - spojrzałam na niego.
- Z Harrym i Madeline.
- Nie wiem,ale jednego jestem pewna, oni muszę być szczęśliwi i to jest mój cel. Mam nadzieje ze pomożesz mi w tym!
- Nie tylko ja. Nie zapominaj że jest nas jeszcze trzech i oni też bardzo chcą pomóc.
- Tak wiem.. - nie dokończyłam bo na moje gołe ramiona spadły pierwsze krople deszczu. Poderwałam się na równe nogi ponieważ nie posiadłam przy sobie nic czym mogla bym sie okryć ani żadnego parasola, a do mieszkania stąd miałam spory kawałek.Po paru sekundach rozpętała się prawdziwa burza. Moje ubrania w parę sekund stały się mokre.
- Ubierz. - Niall wręczył mi swoją bluzę.
- Nie mogę przecież teraz ty zmokniesz. - byłam mu wdzięczna za ten gest ale nie mogłam przyjąć tej bluzy.
- To ja znajdę rozwiązanie. - rozłożył bluzę nad swoją głową i podszedł do mnie. - Teraz ani ty ani ja nie będziemy moknąć.
- Dopóki bluza nie przemoknie. - uśmiechnęłam się.
- No to może już chodźmy co? - odwzajemnił uśmiech i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.
***
* Madeline*
Oglądam kolejny raz zdjęcia z tobą. Nie wiem dlaczego to robię, dlaczego się tak ranie. Ale nie potrafię nadal zapomnieć. Natrafiam na zdjęcia z twoich urodzin. Patrzę jak uśmiechnięty trzymasz Lux na rękach która cała ubrudzona w torcie uśmiecha się szeroko do ciebie. Nigdy nie zapomnę co mi w tedy powiedziałeś.
" - Wszystkiego najlepszego. Spełnienia marzeń i czego tylko pragniesz. - pocałowała cię namiętnie w usta.
- Mam wszystko o czym tylko marze. Mam ciebie wspaniałych przyjaciół, robię to co kocham, do szczęścia brakuje mi tylko malutkiej istoty takiej jak Lux. Kocham ją ponad życie jednak mam nadzieje ze za kilka lat razem będziemy mieć tak wspaniałą córeczkę. - spojrzałeś w moje oczy które szkliły się od łez.
- Kochanie co jest? - zapytałeś z niepokojem. - czemu płaczesz.?
- Ze szczęścia. Kocham cię wiesz. - uśmiechnęłam się i wtuliłam się w twój tors. Pogłaskałeś mnie po głowie i pocałowałeś w czoło.
- Też cię kocham Madeline, najmocniej na świecie."
__________
Nowość.:) Mam nadzieje ze wam sie spodoba Madziu, Werko;*
Wiecie ze to dla was;*

czwartek, 3 maja 2012

Rozdział 6.

WŁĄCZ!

*Janett*
Zawiodłam. Pozwoliłam aby cierpiała, a obiecałam sobie po tym co się działo ze mną że nie pozwolę by moje przyjaciółki cierpiały tak jak ja. Starałam opanować swoje emocje, jednak nie byłam w stanie. Siedziałam na podłodze wtulona w ramie Liama, płakałam. W myślach oczerniałam się za to że nie potrafiłam wywiązać się z obietnicy. Nie byłam w stanie myśleć trzeźwo.
- Janett. Co się dzieje? - obok mnie usiadła Veronic.
- Obiecałam że nie pozwolę byście cierpiały tak jak ja. Przecież wiesz że kocham was jak siostry. - delikatnie starłam łzy ściekające po moich policzkach. - Ale zawiodłam, tak bardzo.
- Ale to nie Twoja wina. Nic nie wiedziałyśmy o istnieniu Harrego, jak mogłyśmy temu zapobiec?! Jesteś wspaniała przyjaciółką.! Przecież dobrze o tym wiesz. - uśmiechnęła się pokrzepiająca. Dobrze wiedziała ze teraz bardzo jej potrzebuje. Nikt nie potrafił pocieszyć tak jak ona, za to ją kochałam. Była niesamowicie wesołą osobą. Wszystkie najśmieszniejsze momenty wraz z Madeline tworzyły one. Ja nigdy nie potrafiłam być tak zabawna i patrzyć na świat przez pryzmat zabawy jak one. Za to je podziwiałam. Zawsze byłam tą wrażliwą i mniej odporną na zadawane mi ciosy osobą. Przy nich z każdym dniem stawałam się inną osobą. Do dziś dziękuje im za to jak mnie zmieniły, jednak nigdy nie potrafiłam być odporna na ból zadawany mi jak i zarówno im. Były dla mnie za bardzo ważne bym mogła obok ich problemów przejść obojętnie.  Ale to co działo sie ze mną dziś, nikt nie był w stanie opisać w słowach.
Drzwi do mieszkania uchyliły się, do środka ze spuszczoną głową wszedł Harry. Moim ciałem zawładnęły emocje których nie byłam w stanie kontrolować. Podniosłam się z podłogi i podbiegłam do niczego nieświadomego chłopaka.
- Jak mogłeś? - wybuchłam. - Jak mogłeś jej to zrobić. ?
- Po prostu..- nie był w stanie nic powiedzieć. - Ja nie chciałem.
- Nie chciałeś? Tak samo wyszło, co? Tak, o po prostu ją zdradziłeś?! - w moich oczach znów zaiskrzyły drobne łzy. Nie chciałam by kolejna osoba widziała że jestem słaba. Choć parę słów cisnęło mi się na usta,  nie byłam w stanie ich wypowiedzieć. Gdy kolejna łza spłynęłam po moim policzku wybiegłam z mieszkania. Nie chciałam, nie byłam w stanie prowadzić kolejnych bezsensownych rozmów które tylko raniły moje serce. Już dość wycierpiałam na dziś. Za dużo działo się w mojej głowie, pogubiłam się we własnych myślach.
Biegłam przez miasto co chwila potrącając kolejnych przechodniów. Każdy z nich odwracał się za mną wyzywając mnie od najgorszych, jednak ja nie słuchałam ich. Ich wyzwiska były niczym w porównaniu z tym co działo się w moim organizmie. Byłam wulkanem który w każdym momencie był gotowy wybuchnąć. Jedna mała drobnostka mogła sprawić by we mnie obudziły się demony. Zmęczona biegiem i  z pełną głową myśli usiadłam na ławce w parku cicho szlochając. Nie zwracałam uwagi na ludzi co chwilę zatrzymujących się obok mnie i zadających to samo pytanie.
- Dziecko drogie, co się stało? - obok mnie na skraju ławki usiadła starsza już siwa pani. - Nie warto płakać, życiem trzeba się cieszyć, choć nie zawsze jest łatwo.
- Ale czy zawsze musi być trudno i zawsze musi boleć? 

wtorek, 1 maja 2012

Rozdział 5.

Posłuchaj;)

- Myślisz że nie boli to że nic nie możemy, a nasz kumpel tak okropnie cierpi.! - wyszedł za drzwi i spojrzał na nią. - Daj nam szanse pokazać jak nam na nim zależy, poznaj nas.
- Nie chce was poznawać. Moje życie za  bardzo się zmienia.! Nie chce zmian! Chce tylko by było jak dawniej a Madelin była szczęśliwa. Lepiej będzie jak pójdę. Nie chce kolejnych kłótni. Dacie sobie świetnie radę beze mnie.! - Janett odwróciła się w stronę bramy.
- Janett, proszę! - błagalnym wzrokiem śledziłam jej sylwetkę.
- Zostań! - blondyn odezwał się co sprawiło że Janett zatrzymała się w miejscu.
- Po co? Dla kolejnych kłótni z tobą?Uwierz mi, nie mam na to wszystko sił! To wszystko co się dzieje wystarczająco boli!
- Nie dla kłótni! Dla Madeline i Harrego! - podszedł do niej. - Jeśli zostaniesz obiecuję że nie będę odzywał się do Ciebie. A po tym wszystkim zniknę z Twojego życia, choć by nawet musiał rezygnować ze wszystkiego!
- Wystarczy że będziemy się unikać! Nie chce byś sobie niszczył życie.!
- Zostaniesz? - zapytał.
- Zostanę! - z nie wyraźnym wyrazem twarzy Janett weszła do mieszkania.
- Dziękuje.  -wyszeptałam i lekko uśmiechnęłam się w stronę blondyna.
- Dlaczego ona taka jest? - zapytał.
- Dlaczego? Hmmmm... Może dla tego ze sama kiedyś została zraniona. Wie jak to boli i chciała zawsze przed tym obronić Madeline. Nie mówi o tym ale ja wiem,, wiem ze cierpi.
- Zraniona? - popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Nie powinnam ci o tym mówić.! Może kiedyś sama ci powie! - ruszyłam w kierunku mieszkania.
- Raczej nie. Sama widziałaś. - posmutniał i ruszył za mną.
- Janett ma ciężki charakter, ale jednak spróbuj coś zmienić, ona kiedyś zmięknie!
- Mam nadzieje ze kiedyś mnie polubi.
- Na pewno! - uśmiechnęłam się pokrzepiająco i weszliśmy do mieszkania.
***
- Musimy im pomóc! - usłyszałam wchodząc do pokoju.
- Dobrze ale w jaki sposób? Nic nie wiem, i nic nie chcą nam powiedzieć.
- Damy sobie radę! - Janett wstała z krzesła. - Musimy! Nie mogę pozwolić by Madeline tak cierpiała!
- Ale jak chcesz to zrobić? - zapytał Liam.
- Nie ważne. Mogę stracić przez to przyjaciółkę ale chce by była szczęśliwa! Mam dość patrzenia jak udaje że wszystko jest w porządku! Zrozumcie mam dość.. - opadła bezradnie na krzesło a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Podbiegłam do  niej i usiadłam obok.
- Damy sobie rade. - delikatnie podniosłam kąciki ust w lekki uśmiech. Nic nie odpowiedziała. Wiedziałam ile ją to kosztuje, rozpłakała się przy mnie nie patrząc czy widzą to inni. Po moim policzku również spłynęło kilka łez, jednak nie chciałam  by widziała ze ja też cierpię. Wiem że w tedy przejęła by się mną, a teraz ona jest ważniejsza. Mocną ją przytuliłam wiedziałam ze tego teraz potrzebuje najbardziej.
- Możemy jakoś pomóc? - zapytał niepewnie blondyn.
- Już wszystko w porządku, przepraszam. - Janett usiadła wyprostowana a wierzchem dłoni otarła policzki mokre od spływających po nich łez.
- Mam! - do pokoju wbiegł zdyszany Mulat. - Chyba wiem o co może tak na prawdę chodzić.
- Mów szybko. - nie cierpliwi się Louis.
- To chyba chodzi o Emm.
- Emm, to modelkę którą poznał. Nie no przecież,,na pewno nie. -  Louis nie był przekonany co do odkrycia przyjaciela.
- Jak to wytłumaczysz? Masz tu wszystko. - podał chłopakowi komórkę przyjaciela.
- Jak mogłeś przeczytać jego sms-y! - Louis wyskoczył na Mulata z pięściami.
- Louis uspokój się! Nie popełniaj błędu! Jak chcesz się inaczej dowiedzieć. Sam cię nie powie! Daj spokój! - blondyn złapał Louisa za nadgarstki.
- Niall ale nie upoważnia go do czytania jego prywatnych wiadomości. ! - Louis wyrwał koledze telefon.
- A chcesz im pomóc? Myślisz ze my wiedziały byśmy cokolwiek o tym że Madeline miała z wami kontakt gdy byśmy nie przeczytały jej wiadomości! Nie jestem z tego dumna, jednak coś to dało! Jeśli ty nie chcesz czytać to pokaż. - zabrał z jego ręki telefon.
- Boże Janett, co jest? - wystraszyłam sie gdy zobaczyłam bladą twarz koleżanki. - Janett.
- On.. On przecież ją zdradził. Rozumiesz zdradził. - upadła na podłogę.
Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Zabrał z jej dłoni telefon i przeczytałam ostanie dwie linijki wiadmości. " Dziękuje ci za tą upojną noc! Jesteś niesamowitym facetem, nie możesz się z nią marnować!"
- Janett, poradzimy coś na to. - Liam uklęknął obok niej i objął ja ramieniem. - Ale to co kiedyś jej obiecałam,,, po prostu zawiodłam!