czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 30.

[Dear Friend - posłuchaj]
*Jeanett*
Nieubłaganie zbliżał się dzień moich urodzin.  Dawniej czekałam na tą chwilę z wielkim zniecierpliwieniem, teraz chciałam ten dzień jak najbardziej oddalić. Mimo jak bardzo się starałam dni i godziny mijały bardzo szybko. Mało oczekiwanie ten dzień jednak musiał nadejść, i to było dla mnie złą wiadomością. Właśnie dziś kończę 21 lat, i od dziś odliczam czas ostatnich 6 miesięcy. Z każdą minutą spoglądam ponownie na zegarek. Czas w pracy dłuży się, a ja bardzo chciałabym być już w domu i we własnym łóżku, by przeczekać ten okropny dzień. Gdy nareszcie wybija godzina 15, zbieram swoje rzeczy i wychodzę z redakcji kierując się w stronę przystanku. Oczekuje 5 minut i wsiadam do dużego czerwonego autobusu którym kontynuuję moja podróż. Po piętnastu minutach naciskam klamkę naszego mieszkania. Wchodzę do środka i rzucam moje niebieskie szpilki w kąt korytarza, ściągam płaszcz i wchodzę w głąb mieszkania.
- Wszystkiego najlepszego. - za ściany wyskakuję grupa przyjaciół a w moją stronę wędruję konfetti. Uśmiecham się serdecznie choć nie kryje mojego z zakłopotania. Nie spodziewałam się niczego, wręcz miałam nadzieje że reszta świata zapomniała o tym dniu. Ale ta niespodzianka sprawiła mi okropną przyjemność. Wesoła grupka odśpiewała "sto lat" a Veronic z tortem podeszła do mnie i poprosiła bym zdmuchnęłam świeczki.
- Ale najpierw życzenie! - powiedział któryś z chłopców. Spojrzałam nie pewnie na Niall, on tylko serdecznie się uśmiechnął. Dobrze wiedział jakie jest teraz moje życzenie. Wypowiedziałam parę słów w myślach i zdmuchnęłam 21 palących się świeczek. Veronic odstawiła wielki tort w kształcie czterolistnej koniczyny na stół, a reszta w tym czasie podeszła złożyć mi życzenia.
- Szczęścia! - jako przedostatni podszedł Liam. - Nie wiem co jest między tobą a..
- Przyjaźń. - weszłam mu w słowo i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Więc życzę ci pięknej przyjaźni i oddanych przyjaciół. - odwzajemnił uśmiech i mocno mnie przytulił.
- Dziękuję. - wyszeptałam gdy puścił mnie z uścisku. Wszyscy usiedli przy dużym stolę. Madelin pokroiła tort i podała każdemu kawałek.
- Tort to twój pomysł prawda? - zapytałam Nialla który właśnie podszedł do mnie. W odpowiedzi zobaczyłam jego uśmiech. Pociągnął mnie delikatnie za dłoń w stronę stołu a Madelin podała nam tort.
- Dziękuje wam za to wszystko. - skierowałam swoje słowa do całej grupy siedzącej przy stolę. - Na prawdę nie spodziewałam się niczego szczególnego w tym dniu.
- Przecież to twoje urodziny! - uśmiechnął się łagodnie Zayn.
- Tak, ale jakoś nigdy nie obchodziłam tego święta w szczególny sposób. - spuściłam wzrok na moje ciasto. - Na prawdę jestem szczęśliwa ze mogę ten dzień spędzić z wami. - spojrzałam znów na nich z drobnymi łzami w oczach. Jednie jedna osoba wiedziała dlaczego jest to dla mnie tak ważne. Wszyscy popatrzyli po sobie ze zdziwieniem.
- Nie martwcie się, to łzy szczęścia. - uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam przerażone miny dziewczyn.
 - Wszystko u ciebie w porządku? - pyta Veronic.
- Tak. A dlaczego pytasz?
- Ostatnio bardzo mało czasu spędzasz z nami i często jesteś zmęczona!
- To przez pracę. - uśmiecham się by załagodzić atmosferę. - Po prostu wszyscy szaleją, bo za kilka dni Igrzyska. Na prawdę to tylko zmęczenie. - zapewniam wszystkich i kontynuuję konsumowanie tortu. Kontem okaz zauważam lekko nie zadowoloną minę blondyna. Chłopak miał nadzieje że teraz powiem co tak na prawdę dzieję się w moim życiu. Jednak nie jestem gotowa by obarczyć tym problemem bliskich mi ludzi. Wystarczająco boli mnie to że jem zawracam głowę moim zdrowiem.
***
Zmęczona całym dniem wchodzę do swojego pokoju i siadam na łóżku by przez chwilę odpocząć. Moje zdrowie z każdym dniem szwankuje coraz bardziej i zmęczenie daje się we znaki. Przykrywam nogi ciepłym kocem i wyciągam laptopa. Uruchamiam go i loguje się na swoje konto. Chwilę czatuje po internecie, ale moja głowa daje się we znaki więc odkładam urządzenie na bok. Drzwi do pokoju uchylają się i pojawia się w nich blondyn. Uśmiecham się do niego serdecznie i poklepuje miejsce obok siebie. Chłopak podchodzi i siada.
- Nie dałem ci jeszcze prezentu. - uśmiecha się i wyciąga przed siebie kwadratowe pudełko. - Proszę.
- Wiesz że nie musiałeś. Za kilka miesięcy odzyskasz to z powrotem. - mówię zabierając pudełko.
- Jeanett! Nie mów tak, zawsze trzeba mieć nadzieje! Nie pozwolę poddać ci się bez walki. A teraz otwórz. - wskazuje dłonią na małe pudełko które dzierżę w dłoni. Otwieram delikatnie wieczko a moim oczom ukazuję się piękny srebrny łańcuszek z zawieszoną na nim srebrną czterolistną koniczynką.
- U mnie zawsze wierzono że przynosi szczęście. Mam nadzieje że i tobie przyniesie. - uśmiecha się serdecznie w moją stronę.
- Dziękuję. -  w podziękowaniu rzucam się Niallowi na szyję mocno go ściskając. Pomaga zawiesić mi łańcuszek na szyi.
- Niall?!
- Tak? - spogląda na mnie.
- Bo wiesz ja mam jutro wizytę u lekarza. Nie chce iść tam sama, poszedł byś ze mną?
- Oczywiście. O której?
- O 15.
- Przyjdę po ciebie o 14;30 żebyśmy spokojnie dojechali. - uśmiecha się i delikatnie mnie obejmuję widząc strach w moich oczach. - Nie martw się wszystko będzie dobrze.
- Dobrze? Niall zostało mi 6 miesięcy. - odsuwam się od chłopaka i spoglądam na niego ze łzami w oczach. -  Ja nie chce umierać!
_______________________________________________
Zapraszam też na moje dwa blogi;
o siatkówce: http://odnalezc-siebie-nawzajem.blog.onet.pl/
i nowy: http://let-me-be-myself-forever.blogspot.com/

1 komentarz:

  1. One nie może umrzeć. One ma być z Niall'em i mają się kochać jak nikt inny na świecie :)

    OdpowiedzUsuń