piątek, 6 lipca 2012

Rozdział 27.

muzyka..

*Jeanett*
Wychodzę ze szpitalnej sali nie pewnym krokiem. Przebywam kilka metrów patrząc tępo przed siebie, by po chwili usiąść na zimnej podłodze i chowając twarz w dłonie zalać się łzami. Teraz dopiero dociera do mnie to co przed kilkoma minutami usłyszałam. Chcę się uspokoić, jednak nie potrafię. Daje upust swoim emocją nie zdwajając sobie sprawy że patrzą na mnie obcy ludzie.
- Dlaczego Pani płacze? - podchodzi do mnie mała dziewczynka z chusteczką na głowię. Spoglądam na drobną osóbkę i dochodzę do wniosku że robię swoim zachowaniem za dużą sensację.
- Nic wszystko w porządku. - ocieram łzy i próbuje delikatnie się uśmiechnąć.
- To dlaczego pani płaczę.? - mała spogląda na mnie swoimi brązowymi tęczówkami.
- A bo widzisz czasem trzeba sobie popłakać. - głaskam ją po główce.
- A czy to źle że ja nie płacze? - spogląda z wyraźnym zaciekawieniem na mnie.
- Nie, to nawet bardzo dobrze. Widzisz, jak będziesz starsza to czasem się zdarzy że zapłaczesz gdy będzie ci coś dolegało. - uśmiecham się pokrzepiająco.
- Czyli pani coś dolega?  - odwraca się do mnie plecami bo słyszy gdzieś głos wołającej ją matki. - Niech się Pani nie martwi, na pewno pani wyzdrowieje tak jak ja. - uśmiecha się serdecznie i oddala się w stronę wcześniej słyszanego głosu. Śledzę jej sylwetkę wzrokiem dopóki nie znika za pobliskim filarem. Rozmowa z tą  taką młodą dziewczynką dała mi wiele rzeczy do przemyślenia. Choć brązowo oka dziewczynka miała niewiele lat, w jej oczach można było odczytać że bardzo wiele przeszła. Ale udało jej się, jak sama powiedziała wyzdrowiała. Ta drobna osóbka stała się dla mnie kimś w roli dobrego aniołka który zjawia się w najbardziej ciężkich chwilach. Swoim uśmiechem i dobrym słowem pociesza i podnosi na duchu. Po spotkaniu z nią znalazłam w sobie trochę siły, podniosłam się z zimnej posadzki i ruszyłam w kierunku mieszkania.
Po pokonaniu dłuższej drogi czerwonym piętrowym autobusem w końcu znajduj się pod drzwiami mieszkania. Ostatni raz spoglądam do lusterka, poprawiam makijaż i naciskam klamkę. Jednak drzwi okazują się być zamknięte. Po wyszukaniu kluczy w torebce otwieram je i wchodzę do środka. Rozglądam się po mieszkaniu które okazuje się być puste. W kuchni znajduję małą karteczkę z informacją że dziewczyny są u chłopaków i proszą bym do nich dołączyła gdy wrócę. Cieszę się z takiego obrotu sprawy, tym razem nie była bym w stanie ukryć moich problemów, a bardzo nie chce by dziewczyny przejmowały się mną. Wyciągam z kieszeni komórkę i stukam energicznie w jej klawiaturę. Po kilku minutach wysyłam pełną wiadomość do Madelin że nie pojawię się u nich ponieważ jestem bardzo zmęczona. Po otrzymaniu raportu wolnym krokiem udaję się do własnego pokoju. Kładę się na dużym łóżku i podciągam kolana pod brodę. Całą drogę starałam się być silna, ale teraz coś we mnie pękło. Po moich policzkach spłynęło kilka kolejnych łez a w głowie znów pojawiło się pytanie dlaczego ja? Delikatnie podnoszę głowę i spoglądam na wyświetlacz telefonu który od kilku minut nieustannie dzwoni. "Dzwoni Veronic" czytam i odkładam telefon z powrotem na półkę. Nie chce się tłumaczyć, nie chce po raz kolejny kłamać. Już za dużo razy to zrobiłam. Cały czas zastanawiam się nad swoim zachowaniem. W końcu sama nie wiem kiedy zasypiam.
Budzi mnie cichy głos wołający moje imię.
- Janett? Janett śpisz? - odwracam się delikatnie i spoglądam na osobę stojącą w moim pokoju.
- Jak wszedłeś? - pytam Nialla który okazuje się być tą osobą.
- Nie zamknęłaś drzwi. Dlaczego nie odbierasz? - spogląda na mnie uważnie przyglądając się.
- Po prostu nie chce rozmawiać, nie chce kolejny raz kłamać dziewczyną że miałam dużo pracy i że jestem zmęczona, że wszystko w porządku. - podnoszę się i podciągam kolana wysoko pod brodę i oplatam ję rękami. - Bo Niall, nic nie jest w porządku! - po moich policzkach znów płyną strumienie łez. Nie jestem na siłach by dalej udawać silną. Blondyn siada obok mnie na łóżku, obejmuje mocną ramieniem i przyciąga do siebie.
- Co się dzieje? - delikatnie głaszcze mnie dłonią po ramieniu.
- Tak jak obiecałam zrobiłam badania. - mówię cichym głosem. Niall spogląda na mnie i znajduje w moich tęczówkach jedynie ból i strach.
- Jeanett? Co jest? - patrzy z przerażeniem. Nie jestem w stanie mu powiedzieć. Wyciągam z torby mała białą kartkę i podaję mu do ręki. On nic nie odpowiada, patrzy tylko na mnie z przerażeniem. Otwiera kartkę i czyta. Boje się jego rekacji. Odkłada kartkę i przenosi swój wzrok na mnie. Po jego policzkach spływa kilka łez. Nie mogę tego znieść, nie mogę znieść bólu jaki mu zadała tak bardzo się z nim przyjaźniąc i tym co przeze mnie teraz przechodzi. Nie rozumiem jego tak wielkiej troski o mnie. Obejmuje mnie jeszcze mocniej.
- Nie pozwolę na to Jeanett.! Będę z tobą zawsze! - szepcze mi do ucha, a ja zanoszę sie tylko większym płaczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz